Kolejną przeczytaną przeze mnie książką, którą chciałbym Wam przedstawić to „Jak przestałem kochać design” Marcina Wichy. Propozycja wydawnictwa Karakter
Autor rozpoczyna książkę od wspomnienia swojego ojca, architekta, który w czasach PRL-u toczył heroiczną walkę z brzydotą tamtych czasów. Po jego śmierci Wicha stanął przed karkołomnym zadaniem pochowania ojca tak, by nie zlekceważyć jego uczuć estetycznych tylko dlatego, że nie żyje.
I tak pochowałem prochy ojca w czarnym sześcianie z granitu. Na jednym z boków wyryto imię i nazwisko. Krój pisma – Futura. Wersaliki. Dwa razy po pięć liter, elegancko wyjustowane, tak jak lubił. Rozpierała mnie duma. Urna była piękna. Problem polegał na tym, że jedyna osoba, która mogła to docenić, jedyna osoba, na której opinii mi zależało, już nie żyła.
O autorze
Marcin Wicha to urodzony w 1972 roku grafik, rysownik, autor książek dla dzieci. Przez kilka lat publikował cotygodniowe rysunkowe komentarze w „Tygodniku Powszechnym”. Prowadził także bloga, w którym znaleźć można było różne grafiki autora. Aktualnie pracuje, razem z Tomaszem Fryczem, w biurze projektowym o zaskakującej nazwie Frycz i Wicha. Ich wspólne prace możecie zobaczyć na portalu behance.
Wydanie
Na osobny akapit zasługuje obwoluta książki, zwłaszcza zestawiona z okładką. Tytuł, autor i wydawnictwo, pisane czarnym krojem Times New Roman na białej obwolucie, bez rozróżnienia wielkości kontrastuje z dobrze zaprojektowaną okładką. Więcej nie napiszę, niech to będzie dla Was niespodzianka. Za koncepcję wydania odpowiada Przemek Dębowski, autor wielu świetnych okładek, które możecie zobaczyć na jego stronie www. Dobrze, że trafiło na wydawnictwo Karakter, gdyż mam obawy, że żadne inne polskie wydawnictwo, nie zdecydowałoby się na wydanie i wstawienie do księgarń tak wydanej książki. Moim zdaniem ten front to strzał w dziesiątkę. Z jednej strony przyciąga on wzrok, z drugiej idealnie podsumowuje treść książki.
Co znajdziemy w książce
Jak przestałem kochać design to zbiór krótkich autobiograficznych opowiadań Marcina Wichy, luźno powiązanych z szeroko rozumianym designem. Właściwie to wzornictwem, w końcu design był na zachodzie, my mieliśmy wzornictwo, tak jak oni mieli astronautów, my kosmonautów itd. W książce znajdziemy dużo, najczęściej czarnego, humoru. Jest tu też szereg bardzo ciekawych obserwacji, które dostrzegłem, dopiero drugi raz czytając tę książkę, w celu jej zrecenzowania. Mam wrażenie, że w pewnych momentach doświadczamy przerostu formy nad treścią. A szkoda, gdyż autor jest genialnym obserwatorem, na co z pewnością miało wpływ dorastanie w domu z wyczulonym na estetykę, cenionym architektem.
Zmarnowałem dzieciństwo i młodość. Nie słuchałem Stonesów ani Depeche Mode. Moimi rockmanami byli graficy.
Autor prowadzi nas przez swoje życie pokazane przez pryzmat spotkań z designem. Od rzeczywistości PRL łamanej klockami lego w pokoju, przez pastelowe barwy lat 90 po czasy najnowsze gdzie design to drogie meble od projektantów, a nie dobrze zaprojektowane karty wyborcze, formularze pocztowe czy czytelne oznaczenia autostrad.
Podsumowanie
Gdzieś czytałem, ze ta książka jest „grupą wsparcia” dla grafików i innych pracujących w naszej branży. Sam bym nie wymyślił bardziej trafnego określenia. Dla mnie jest ona ambitniejszą alternatywą fanpage’ów typu „Grafik płakał jak projektował” czy „Co znosi psychika grafika”. Czyta się to świetnie, jednak ja spodziewałem się czegoś innego. Być może to ocena niesprawiedliwa i spełni ona w stu procentach Wasze oczekiwania. Tak czy inaczej polecam.
Książkę, zarówno drukowaną, jak i w ebooku możecie kupić tutaj. Cena 30/23zł
Ocena
Werdykt
Przy ocenie książki Marcina Wichy bardzo się wahałem. Z jednej strony mamy tutaj bardzo dobrze napisany tekst, z drugiej istotne problemy giną wśród zabawnych anegdot. Niepodważalny jest natomiast fakt, że książkę czyta się świetnie i można ją polecić nie tylko miłośnikom designu, ale też na przykład osobom chcącym odbyć sentymentalną podróż w czasy, o których opowiada autor.