Marcin Wicha, w recenzowanej przeze mnie książce „Jak przestałem kochać design”, pisze o wpływie złych projektów na nasze życie. Przytacza on przykłady kart do głosowania, które wypaczyły wybory, kwitku na list polecony, w którym nie da wpisać się dłuższej nazwy niż Jan Byk czy wreszcie oznaczenia autostrad, które sprawiają, że jak autor pojedzie się do Poznania zamiast Grodziska Mazowieckiego lub jak mój własny Ojciec, Berlina zamiast Zielonej Góry.
Z designem jak z policją. Nigdy go nie ma tam, gdzie jest najbardziej potrzebny. Wspomniane wcześniej obiekty, karty wyborcze, formularze i podręczniki nie są przykładami złego designu. One pochodzą z innego porządku. Są owocem antyprojektowania, antydesignu. Design to proces. Antydesign jest stanem. Grzęzawiskiem, w którym pogrążają się klienci, wykonawcy i odbiorcy. Antydesign jest postawą, sposobem myślenia, stosunkiem do świata. Obojętnością, lenistwem, marznącą mżawką, infekcją bakteryjną, korpusem urzędniczym. Ma swoje zasady, głupie i wewnętrznie sprzeczne, jak sam antydesign.
Właśnie ten antydesign, a właściwie poszczególne postawy go charakteryzujące były zarzewiem kompromitującej pomyłki podczas gali wręczenia Oscarów.
Co właściwie wydarzyło się w Dolby Theatre
Musical „La La Land” z czternastoma nominacjami był faworytem tegorocznych Oscarów. W kulminacyjnym momencie gali na scenę wyszli Warren Beatty i Faye Dunaway – słynna ekranowa para z filmu „Bonnie i Clyde”. Warren otworzył kopertę, spojrzał na kartkę ze zwycięzcą, na publiczność, potem jeszcze raz na kartkę, po czym… podłożył ją Faye, która oznajmiła, że najlepszym filmem wybrany został „La La Land”. Podczas odbierania przez twórców musicalu gratulacji, na scenie zapanowało zamieszanie, a producent Jordan Horowitz oznajmił, że zaszła pomyłka i zwycięzcą kategorii jest „Moonlight”.
Najciekawsze w całej tej sytuacji jest to, jak mogło dojść do takiej pomyłki. Za liczenie głosów i przygotowanie wyników od lat odpowiedzialna jest firma consultingowa PricewaterhouseCoopers (PwC). Procedura zakłada, że po policzeniu głosów wynik każdej kategorii drukowany jest dwukrotnie i wkładany do osobnych kopert. Poza tym są dwie wyznaczone osoby, które na pamięć, muszą nauczyć się wszystkich wyników. Warren Beatty tłumaczył się na scenie, że nie był pewny, bo na kartce, którą wyjął poza nazwą „La La Land”, pojawiło się nazwisko Emmy Stone, która chwilę wcześniej odebrała statuetkę dla najlepszej aktorki. Sama aktorka twierdzi jednak, że swoją kartkę wraz z kopertą odebrała. Może to świadczyć o tym, że w ręce Warrena Beatty’ego i Faye Dunaway dostała się druga, zapasowa koperta z poprzedniej kategorii. Firma PwC zdążyła znaleźć już kozła ofiarnego winowajcę, którym okazał się Brian Cullinan, współpracownik firmy, odpowiedzialny za przekazanie wręczającym wyników danej kategorii. Manager, zamiast dbać o przebieg ceremonii, robił na backstagu zdjęcia Emmy Stone i wrzucał je na Twittera.
Zaniedbania logistyczne można było jednak wyprostować, w końcu Warren Beatty, mimo swoich prawie 80 lat, jest jeszcze w stanie przeczytać ze zrozumieniem, to co dostał na kartce. Tu jednak jest pies pogrzebany. Jak widzimy, na załączonym wyżej zrzucie ekranu karta, na której znajdują się wyniki głosowania kapituły, jest kompletnie nieprzemyślana pod względem hierarchii informacji. Na górze karty umieszczone jest logo Oscarów, pod nim w cudzysłowie nazwa zwycięzcy, a bezpośrednio pod tym, takim samym fontem informacje dodatkowe. Kategoria, w której przyznawana jest nagroda, została umieszczona na dole karty, małym, pochylonym drukiem. Można powiedzieć, że jest to przecież nieistotny szczegół, bo zarówno wręczający, jak i osoba nagrodzona wiedzą, w jakiej kategorii wręczany jest dany Oscar. Jednak w sytuacji kryzysowej, z jaką mieliśmy do czynienia, w oscarową noc, poprawne rozplanowanie typografii mogłoby wiele zmienić.
Reakcja świata designu
Jak zwykle w tego typu przypadkach internet zareagował bardzo szybko. Designerzy także nie przespali momentu. Dyskusja w serwisie Reddit rozgorzała już zaraz po tym, jak Jordan Horowitz pokazał całemu światu kartkę z nazwą „Moonlight”. Graficy, nie czekając na śledztwo firmy PwC, która za winowajcę uznała jednego ze swoich managerów i jego chęć zabłyśnięcia w mediach społecznościowych ustalili, co spowodowało katastrofę. Za głównego winowajcę uznano projekt kartki, z której wyniki danej kategorii czytają zaproszone gwiazdy. Pierwsze propozycje zmian pojawiły się w serwisie Medium już kilka godzin po rozdaniu nagród. Swoje wizje przedstawili w tym serwisie m.in. Arix King czy Benjamin Bannister.
Benjamin Bannister, na podstawie pokazanej przez Jordana Horowitza kartki z wynikami głosowania na najlepszy film odtworzył prawdopodobny wygląd karty, którą ujrzeli Warren Beatty i Faye Dunaway. Na jej podstawie zaprezentował swoją propozycję wyglądu tego elementu. Trzeba przyznać, że posługując się dokładnie tymi samymi elementami, które widnieją na oryginalnym projekcie, stworzył dużo bardziej czytelne rozwiązanie, które z pewnością pozwoliłoby uniknąć kompromitacji. W zaproponowanym rozwiązaniu ucierpiało jedynie logo imprezy jednak, jak mówi Maciek Budzich, Oscary są już wszędzie i nie potrzebują dodatkowego rozgłosu. Benjamin zaproponował też całkowicie inne rozwiązanie, ale w związku z tym, że wpływało ono na identyfikację całej imprezy, zdecydowałem się go nie publikować. Propozycję tę możecie oglądać tutaj.
Bardziej kompleksowo do zmiany podszedł Brandon Jameson, który dla serwisu fastcodesign.com, nie tylko poprzestawiał i zmienił wielkość danych elementów, ale także zaproponował inne kroje pisma. O ile sama koncepcja mi się podoba, o tyle widać, że jest to propozycja stworzona jako odpowiedź na wpadkę organizatorów gali. Malutka nazwa kategorii schowana na dole kartki w oryginalnych wynikach była nieporozumieniem, jednak nie jest to powód by z kategorii robić kluczową informację. W przypadku przytoczonego zdarzenia wystarczyło wyróżnić znacząco zdobywcę nagrody. Jeśli na karcie Emma Stone dominowałaby nad „La La Land”, nie byłoby szans na tę pomyłkę i związany z nią skandal.
Podsumowanie i wnioski
Podsumowując, źle zaprojektowana karta z wynikami głosowania członków Akademii, nie była jedyną przyczyną zamieszania podczas gali rozdania Oscarów. Zawiodło więcej ogniw. Jednak dobry projekt zapobiegłby kompromitacji organizatorów na oczach kilkudziesięciu milionów telewidzów śledzących relację na żywo. W samym USA transmisję oglądało prawie 33 miliony widzów, co choć jest najniższą widownią od 2008 roku, dalej stanowi znaczącą liczbę. Wynagrodzenie designera, którego praca mogłaby zapobiec oscarowej katastrofie, to pewnie jakieś kilka czy kilkanaście tysięcy dolarów. To niewielka kwota, zwłaszcza jeśli porównamy ją z 43 milionami dolarów, ile wydano na całą ceremonię. Warto pamiętać o tym organizując własną imprezę czy wprowadzając produkt na rynek – na dobrym designie nie warto oszczędzać.
moim zdaniem najlepiej byłoby po prostu zmienić projekt tej karty
To prawda i przypuszczam, że po takim skandalu będzie to zrobione.
Zmiana projektu karty to według mnie dobry pomysł. Mozna przecież użyć różnych fontów, kolorów itd., a wtedy nie byłoby wątpliwości. A tak – niekompetentne zachowanie pracownika spowodowało zamieszanie i błędne odczytanie wyniku.
Masz rację, ciekawy jest zwłaszcza pomysł wprowadzenia kolorów gdyż nikt z designerów, którzy proponowali swoje wersje tej karty, się na to nie zdecydował.
Świetny wpis! Abstrachując od Oscarów i wpadki – szkoda, że w naszym świecie jest tyle ludzi opornych na wrażenia estetyczne, a design traktują jako wymysł bogatych hipsterów. W naszym pięknym kraju, przykrytym połaciami banerów i billboardów, przydałaby się większa wrażliwość 🙂
Niestety tak jest, że myśląc o designie myślimy o drogich meblach czy samochodach. Dla ludzi dobrze zaprojektowane = ładne, a to nie tak ma działać. Z doświadczenia wiem, że na przykład wiele serwisów www nie jest projektowanych z myślą o użytkownikach, a tak by „upchnąć” w nich jak najwięcej reklam. Z takim myśleniem daleko nie zajdziemy i już wkrótce utopimy się w banerach, billboardach, ulotkach i innych treściach reklamowych.